Po wynajęciu nieruchomości w Cork (Irlandia), w ramach swojej podróży po Europie, siedmioosobowa rodzina Barkersów z Nowej Zelandii dokonała nieprzyjemnego odkrycia: właściciel ukrył kamerę internetową w zainstalowanym w salonie czujniku dymu.
Pech chciał, że głową rodziny, która wynajęła dom był Anrdew Barker, specjalista ds. bezpieczeństwa IT. To on przeskanował sieć wi-fi, szukając podłączonych do Internetu urządzeń znajdujących się w wynajętym domu. Okazało się, że jedno z wykrytych urządzeń nie było zewidencjonowane i – co gorsza – aktywnie generowało strumień wideo. Przeszukując dom, odkrył ukrytą na suficie kamerę internetową.
Rodzina natychmiast powiadomiła o sprawie Airbnb i dalszy urlop spędziła przeprowadzając się do hotelu. W opublikowanym w mediach oświadczeniu, przedstawiciel serwisu Airbnb, przeprosił za zaistniałą sytuację twierdząc, że „bezpieczeństwo i prywatność naszej społeczności – zarówno online, jak i offline – jest dla nas priorytetem. Ten nieprzestrzegający reguł współpracownik serwisu został na zawsze usunięty z naszej platformy. Zaistniały incydent wykracza poza wysokie standardy, które sobie wyznaczyliśmy. Dlatego też przeprosiliśmy rodzinę, pokrywając jednocześnie wszystkie koszty jej pobytu w hotelu”.
Pomimo stosowania rygorystycznych standardów zakwaterowania podróżnych, Airbnb od lat odnotowuje znaczną liczbę skarg także na nadużywanie prywatności i bezpieczeństwa, w tym cybernetycznego. Niedawne doświadczenia przebywającej na wakacjach rodziny pokazują, że pojawiające się ciągle „błędy” nadal czekają na poprawienie. Klienta łatwo stracić, ale odzyskać zaufanie - bardzo trudno – komentuje sprawę Mariusz Politowicz, inżynier techniczny Bitdefender z firmy Marken Systemy Antywirusowe
Jednak od czasu zgłoszenia incydentu, do usunięcia opisanej nieruchomości z oferty Airbnb minęły aż 33 dni. W tym czasie zakwaterowanych zostało 10 kolejnych, niczego nie podejrzewających, gości.
Komentarze