Chińskie władze nie przejawiają zbyt wielkich skrupułów w inwigilowaniu swoich obywateli i cenzurowaniu ich dostępu do Internetu. Mówi się nawet o tym, że na wzór „Raportu mniejszości” w kraju tym ma powstać specjalny system, który będzie wskazywał obywateli mających potencjalnie dokonywać przestępstw związanych z działalnością wywrotową.
Władze nie zawahały się przed zmianą prawa w zakresie zmiany kadencyjności – tylko po to, by urzędujący Xi Jinping mógł utrzymać prezydenturę. Na wieść o tym wielu Chińczyków postanowiło zaprotestować w sieci. Jednak cenzorzy okazali się szybsi i każda próba opisania swojego niezadowolenia z partyjnej decyzji kończyła się wyświetleniem ostrzeżenia o tym, że fraza jest nielegalna.
Mechanizm cenzury reagował na szeroki wachlarz zwrotów, w tym m.in. na słowa „Disney” czy „Kubuś Puchatek” – z którą to postacią chiński prezydent jest podobno utożsamiany. Sytuacja stała się absurdalna, gdy użytkownikom zabroniono wpisywania pojedynczej litery „N”. Ma ona w Chinach znaczenie symboliczne – kojarzy się z nieskończonością oraz niewiadomą, co zdaniem cenzorów może oznaczać formę protestu przeciwko „dożywotniej” prezydenturze.
Komentarze