Do wtargnięcia w struktury polskiego systemu bankowego (ponad
20 banków) doszło jesienią ubiegłego roku. Można przypuszczać, iż głównym
zamierzeniem sprawców była kradzież danych. Jak tłumaczy amerykański dziennik
cyberprzestępcy wykorzystali tzw. taktykę wodopoju. Polega ona na zaatakowaniu
konkretnej organizacji czy grupy. Hakerzy obserwują, z jakich stron
internetowych często korzystają ich cele, a następnie infekują te witryny
szkodliwym oprogramowaniem. Następnie z tych stron wirusy przenoszą się na dalsze
komputery, w tym na te, które są celem operacji. W Polsce pierwsze infekcje
rozpoczęły się od strony internetowej Komisji Nadzoru Finansowego, na której
Koreańscy hakerzy umieścili złośliwe oprogramowanie. Przy jego użyciu
zainfekowano służbowe komputery pracowników banków odwiedzających
strony KNF, bowiem na tę stronę wchodzą niemal wyłącznie pracownicy
instytucji finansowych.
Szacuje się, iż Korea Północna posiada „armię” 1700 hakerów wspomaganych
przez 5000 członków personelu wsparcia i szkoleń. „New York Times” twierdzi, że
te same osoby stoją za atakami na instytucje finansowe w USA oraz atak na
Sony z roku 2014.
Kim Seung-joo, południowokoreański ekspert ds.
cyberbezpieczeństwa wyjaśnił dziennikowi, że hakerzy z Pjongjang zmienili
strategię.
W przeszłości zazwyczaj atakowali
strony rządowe, by je zniszczyć i wywołać społeczny szok. Dziś skupiają się na
zarabianiu pieniędzy, atakowaniu banków i firm prywatnych. Powodem są
sankcje nałożone przez ONZ, które mocno ograniczają inny sposób zdobywania
zagranicznej waluty.
Niestety zagrożenie dotyczy każdego posiadacza konta
bankowego, gdyż działający na zlecenie północnokoreańskich władz hakerzy sięgają
coraz chętniej po popularne ostatnio narzędzie umożliwiające szybkie zyski,
mianowicie ransomware. Należy spodziewać się, iż ataki tego typu będą powtarzać się
w przyszłości i będą one intensyfikowane. Według "NYT" władze
północnokoreańskie od lat prowadzą tajny program kształcenia hakerów.