Na Facebookowych stronach związanych z prawem pojawiło się dziś zdjęcie szkolnego ogłoszenia. Dyrekcja jednej ze szkół zabrania uczniom ładowania w gniazdkach elektrycznych jakiegokolwiek sprzętu elektronicznego, cytując przepisy kodeksu karnego dotyczące kradzieży energii.
Zdjęcie kontrowersyjnego ogłoszenia rozprzestrzeniło się niczym viral. Rozgorzały dyskusje na temat tego, czy rzeczywiście naładowanie smartfona przez ucznia z wykorzystaniem gniazdka elektrycznego na terenie szkoły może być uznane za przestępstwo lub wykroczenie.
Przepisy, na które powołuje się dyrekcja rzeczywiście znajdują się w kodeksie karnym:
Art. 278. § 1. Kto zabiera w celu przywłaszczenia cudzą rzecz ruchomą,
podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
§ 2. Tej samej karze podlega, kto bez zgody osoby uprawnionej uzyskuje cudzy program komputerowy w celu osiągnięcia korzyści majątkowej.
§ 3. W wypadku mniejszej wagi, sprawca
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
§ 4. Jeżeli kradzież popełniono na szkodę osoby najbliższej, ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego.
§ 5. Przepisy § 1, 3 i 4 stosuje się odpowiednio do kradzieży energii lub karty uprawniającej do podjęcia pieniędzy z automatu bankowego.
W tej sprawie szczególne znaczenie ma § 5, który mówi o tym, że kradzież energii traktuje się praktycznie tak samo, jak kradzież cudzej rzeczy ruchomej. Problemem natomiast jest wykładnia tego przepisu zawarta w uchwale Sądu Najwyższego, sygn. akt I KZP 43/2000, która sprowadza się do tego, że każda kradzież energii jest przestępstwem i nie ma do niej zastosowania pułap wartości szkody, poniżej której mamy do czynienia z wykroczeniem. Z drugiej strony nie sposób zauważyć, że rzeczywisty, przeciętny koszt naładowania jednego telefonu z gniazdka sieciowego oscyluje w granicach 1 gr (jednego grosza). Czy to oznacza to, że uczeń uszczuplając budżet szkoły o 1 gr popełnia przestępstwo?
Na szczęście w kodeksie karnym funkcjonuje także przepis, który wyłącza przestępność takiego czynu zabronionego, którego społeczna szkodliwość jest znikoma. Teoretycznie więc uczeń nie ma się czego obawiać, ale czy cała ta sytuacja nie pachnie grubym absurdem? Czy szkoła (np. nauczyciel fizyki) nie potrafi obliczyć jakie są koszty ładowania smartfona i czy warto w związku z tym wystawiać się na śmieszność publikując podobne „ogłoszenia” strasząc uczniów odpowiedzialnością karną?
Komentarze