Jednak, jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, mimo
grożących poważnych konsekwencji, wielu sprzedawców wciąż handluje online
elektronicznymi papierosami i wkładami do nich, czyli tzw. liquidami.
Jak się okazuje, część firm próbuje obejść nowe przepisy, m.in. poprzez
rejestrację spółki w rajach podatkowych i zmianę zasad działania. Jako przykład,
Dziennik Gazeta Prawna, podaje polski e-sklep, który mimo oficjalnego
zarejestrowania w Hongkongu, przyjmuje płatności na konto czeskiej firmy w
polskim banku, a produkty wysyła z magazynu zlokalizowanego w Polsce.
Są również podmioty, które obchodzą prawo w inny sposób – zmieniają
nazwy oferowanych produktów w celu utrudnienia organom ścigania zidentyfikowania
swojej rzeczywistej działalności. W ten sposób elektroniczny papieros jest
sprzedawany jako waporyzator, latarka modułowa, miernik oporności czy tekster
drutu oporowego. Mimo to eksperci są zgodni, że zabiegi stosowane przez przedsiębiorców,
handlujących przez internet e-papierosami, nie są w obliczu prawa skuteczne.
Zakaz sprzedaży na odległość, wprowadzony wraz z dyrektywą tytoniową, dotyczy
tak naprawdę wszystkich sklepów, które dostarczają towary do Polski bez względu
na miejsce, w którym są zarejestrowane.
Z taką interpretacją zgadza się Ministerstwo Zdrowia, które ustosunkowało
się w tej sprawie na piśmie skierowanym do branżowego stowarzyszenia eSmoking
Association, twierdząc, że: "Sprzedaż jest zakazana niezależnie od tego, czy
jest realizowana przez podmioty krajowe czy zagraniczne".
Zgodnie z
cytowaną przez Dziennik Gazetę Prawną opinią adwokat Zuzanny Maliny, zgodnie
z przepisami Kodeksu Karnego, miejscem popełnienia przestępstwa w
przypadku umów zawieranych na odległość jest zarówno lokalizacja, z której wysyłany
jest towar, jak i ta, w której konsument dokonuje jej odbioru.
Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna"