Atak na Coincheck miał miejsce w piątek w nocy lokalnego czasu. W sytuacji zorientowano się dopiero około godz. 11.00, a więc po ośmiu godzinach. Łupem hakerów padło 532 mln jednostek popularnej kryptowaluty XEM (jest ona wytwarzana przez system o nazwie NEM, dlatego w przekazach pojawiają się obie te nazwy). Według Reutersa wartość skradzionej kryptowaluty wynosi około 530 mln dolarów.
Szefowie giełdy wystosowali przeprosiny i obiecali, że zwrócą utracone środki inwestorom. Eksperci wyrażają jednak powątpiewanie, czy będzie to możliwe. Przedstawiciele giełdy zapowiedzieli w weekend, że oddadzą 260 tys. osobom utracone pieniądze – 82 centy za każdą jednostkę XEM. Po tej informacji notowania kryptowaluty, która początkowo traciła około jedną czwartą wartości, poszły w górę.
Japoński regulator zapowiedział kontrole na wszystkich giełdach kryptowalut w tym kraju. W Japonii handel kryptowalutami jest od niedawna licencjonowany, a Coincheck wystąpił o stosowną zgodę do władz kilka miesięcy temu. Ostatecznej zgody giełda jeszcze nie otrzymała, ale zezwolono na jej tymczasową działalność.
Poprzedni rekordowy atak miał miejsce w roku 2014, kiedy to z Mt. Gox zniknęły bitocoiny za 480 mln dolarów. Dla tej giełdy skończyło się to bankructwem mimo, że odbywało się na niej 80 proc. handlu bitcoinami.
Atak na Coincheck potwierdza, że inwestycje w cyfrową walutę niosą za sobą poważne ryzyko. Firmie zarzuca się, że dochowała standardów bezpieczeństwa. XEM były przechowywane w tzw. „gorącym portfelu”, czyli w sieci połączonej z internetem, gdy tymczasem wiele innych giełd trzyma kryptowaluty klientów w „zimnych portfelach”, czyli odcięte od internetu. Zabrakło też zabezpieczenia w postaci systemu wielokrotnych podpisów, wymaganych od klientów przed wycofaniem funduszy. Na szczęście do skradzionych walut „przyklejono” specjalne oznaczenia podobne do seryjnych numerów banknotów, co ma utrudnić hakerom ich użycie.
Komentarze