Jednym z głównych tematów zaprzątających głowę specjalistów ds. cyberbezpieczeństwa są ataki nazywane jako fileless, co oznacza po prostu bez plików.
Zamiast „instalowania” zainfekowanych plików zagrożenia te ukrywają się w pamięci komputera. Najlepszym przykładem jest wirus o nazwie „Rozena”, który został zbadany przez pracowników firmy G DATA.
Ataki fileless to nie zupełna nowość – mówi Łukasz Nowatkowski Dyrektor IT G DATA Software – Nowa Rozena, jest jednak zdecydowanie bardziej niebezpieczna i trudniejsza do wykrycia.
Potwierdza to raport Barkly and Ponemon Institute, który wskazuje, że zdaniem 665 specjalistów bezpieczeństwa IT, ataki fileless mają 10 razy większe szanse na powodzenie.
Do zainfekowania komputera może dojść poprzez plik Word dołączony do spamu, lub inny wirus – mówi Łukasz Nowatkowski – Co ważne, wirus będzie aktywny w momencie użycia programu Word, po jego wyłączeniu, przenosi się on do pamięci komputera i czeka, aż do momentu ponownego uruchomienia zainfekowanego pliku.
Specjaliści wymieniają dwa najważniejsze. Pierwsze to przejęcie kontroli i zyskanie dostępu do całości danych i procesów na zainfekowanym komputerze. Druga niebezpieczniejsza, to możliwość infekcji innych komputerów podłączonych do tej samej sieci.
Co jeszcze bardziej istotne zagrożone są miliony komputerów, ponieważ Rozena działa w środowisku Windows, czyli zagrożenie dotyczy każdego z nas.
Obrona przez wirusem Rozena, to przede wszystkim ostrożność. Po mimo tego, że działa on w trybie „niewidocznym” ukrywając się w pamięci komputera, to do infekcji dochodzi w standardowy sposób.
Pamiętajmy, aby nie otwierać plików załączonych do wiadomości typu spam, nie instalujemy oprogramowania z niezaufanych źródeł – mówi Nowatkowski – Powinniśmy pamiętać również
o aktualizacjach systemów operacyjnych i oprogramowania, ponieważ do większości ataków dochodzi w starszych wersjach systemów i programów.
Komentarze